AKTUALNOŚCIFELIETONY

Uważaj o czym marzysz, czyli pożegnanie Vettela z Ferrari cz.2

Uważaj o czym marzysz, czyli pożegnanie Vettela z Ferrari cz.2

Po przypomnieniu sobie pierwszych trzech wspólnych sezonów Sebastiana Vettela i Ferrari (pierwszą część znajdziecie tutaj: KLIK!) przechodzimy do nieco bliższych nam czasów. Zerkniemy na ostatnią zapisaną sukcesami kartę tej historii, by dojść do, niestety, mniej szczęśliwych czasów. Czasów, które doprowadziły do decyzji o rozdzieleniu tego duetu… Ale spokojnie, ta bajka ma happy end – a jest nim fakt, że Vettel pozostaje w Formule 1.

Official Twitter @ScuderiaFerrari

Wielka walka o „piątkę” (2018)

Jeśli mamy wymieniać sezony, w których Ferrari i Vettel byli najbardziej konkurencyjni, to obok roku 2017, znajdzie się też rok następny. Na jego starcie duet ten wyglądał równie mocno jak sezon wcześniej, a może nawet lepiej. Początek rywalizacji w Australii i w Bahrajnie był udany dla Ferrari. Niemiec wygrał oba wyścigi, a podczas swojego dwusetnego startu w F1, przy okazji nocnego weekendu na torze Sakhir, zdobył także pole position. W Chinach kierowcy Scuderii również udało się wywalczyć pierwszą pozycję startową. Tutaj sprawy potoczyły się jednak gorzej, bo wyścig zakończył na ósmej pozycji z powodu taktycznego błędu swojego zespołu i zderzenia z Verstappenem. Poza podium Vettel wylądował także w dwóch kolejnych rundach, choć w Baku wywalczył trzecie PP w sezonie. Do pierwszej trójki powrócił w Monako, a dwa tygodnie później wygrał w Kanadzie.

Francja przyniosła pierwszy poważny błąd Vettela w tym roku. Niemiec tuż po starcie uderzył w Bottasa i uszkodził swoje przednie skrzydło. Kosztowało go to oczywiście wizytę w boksie i spadek na koniec stawki. Cała przygoda skończyła się nie najgorzej, bo wyścig zakończył na piątej pozycji, ale pozwoliła ponownie uciec Hamiltonowi w klasyfikacji generalnej. Po poprzednim sezonie wszyscy wiedzieli, że takie błędy mogą kosztować mistrzostwo. Jednak to nie błąd na Paul Ricard był najgorszym, co mogło przytrafić się Vettelowi.

Najgorsze wydarzyło się podczas jego domowego wyścigu w Niemczech. Deszczowe Hockenheim pogrążyło w ostatnich latach wielu kierowców. W sezonie 2018 był nim Vettel. Kierowca Ferrari zdobył przed swoją publicznością pole position i był na dobrej drodze do zwycięstwa, podczas gdy Hamilton startował dopiero z czternastego pola. Kiedy jednak nad torem pojawił się deszcz, czerwona „Loria” z założonymi slickami straciła przyczepność, z impetem przeleciała przez żwirowe pobocze i uderzyła w bandy, praktycznie przekreślając szanse Vettela na tytuł. O ten błąd Niemiec mógł obwiniać tylko siebie. Kiedy z założonym dla ochrony przed spojrzeniami kaskiem wędrował do swojego motorhome’u, jego największy rywal wygrywał przed jego publicznością.

W Austrii, z odrobiną szczęścia (oba Mercedesy miały awarię jednostki napędowej) i trzecim miejscem na podium Vettel ponownie wysunął się na prowadzenie klasyfikacji o jeden punkt. Sytuację jeszcze bardziej poprawił na Silverstone, gdzie w fantastycznym stylu wyprzedził Bottasa w drodze do zwycięstwa na ziemi swojego rywala. Na Węgrzech, po nieudanym pit stopie, przyjechał na metę drugi, ale na Spa nie pozwolił odebrać sobie zwycięstwa, gdy w cieszącym oko manewrze wyprzedził Hamiltona niedługo po starcie.

Niestety Vettel nie zawsze potrafił zapanować nad swoim samochodem podczas walki z rywalami, co kończyło się częstymi spinami. Tak było w pojedynkach z Hamiltonem na Monzy (P4), z Verstappenem na Suzuce (P6) i z Ricciardo w Austin (P4). Podczas gdy reprezentant Scuderii popełniał drobne błędy, które kosztowały go wiele miejsc, Hamilton odnalazł swój rytm i stawał się coraz cięższy do pokonania. Nie pomogły dwa trzecie miejsca w Singapurze i w Rosji, ani dwa drugie w Meksyku i Abu Dhabi. Rozwój samochodu Ferrari, który nie poszedł w odpowiednią stronę sprawił, że samochody z Maranello nie były już tak groźne dla Mercedesa, jak na początku sezonu, co z pewnością nie pomogło w walce o tytuł. Jednak Vettel również dołożył do tego swoją własną cegiełkę, poprzez kolejne popełniane błędy.

Pole Position: 5
Wygrane: 5
Podia: 12
Punkty: 320
Pozycja na koniec sezonu: 2

Zmiana warty (2019)

Rok 2019 przyniósł duże zmiany. Maurizio Arrivabene, z którym Vettel współpracował od początku swojej przygody w Ferrari, opuścił zespół, a w jego zastępstwie pojawił się Mattia Binotto. Do tego Kimi Raikkonen, który oprócz bycia doskonałym partnerem jest także przyjacielem Niemca, został wysłany do Alfy Romeo, robiąc miejsce nowej gwieździe Scuderii. W Maranello pojawił się Charles Leclerc, głodny zwycięstw i pierwszeństwa w ekipie. Vettelowi, który od zawsze był przecież numerem 1 w ekipie, nie potrzebny był taki kompan. Do zgrzytów w stajni Binotto musiało zatem dojść prędzej czy później. Koniec końców sezon 2019 okazał się rozczarowujący, a samo środowisko wokół Niemca nagle zmieniło się tak bardzo, że z bohatera, przemianowano go na nieudacznika.

Oczywiście wina nigdy nie leży całkowicie po jednej stronie. Błędy Vettela przyczyniły się do pogorszenia stosunków z jego zespołem. Do optymalnych wyników potrzeba jednak optymalnego środowiska. Takiego, które nie będzie przysparzać kierowcy kłopotów i pozwoli skupić się jedynie na jeździe. W Ferrari natomiast zaczynało robić się coraz mniej komfortowo, co odbijało się na psychice zawodnika, powodowało kosztowne błędy i dawało coraz gorsze wyniki. Vettel wpadł w błędne koło.

Testy przedsezonowe w Barcelonie podpowiadały, że Ferrari będzie godnym przeciwnikiem dla Mercedesa. Zderzenie z rzeczywistością w Australii okazało się jednak nieco trudniejsze i obaj kierowcy skończyli wyścig poza podium. W Bahrajnie Monakijczyk zdobył swoje pierwsze pole position w karierze, jednak w T1 podczas niedzielnego wyścigu jako pierwszy zameldował się Vettel. Niemiec zdołał także prowadzić przez znaczną część wyścigu, ale podczas walki z Hamiltonem o drugą pozycję jego samochód obróciło. Pośrednia mieszanka była całkowicie zniszczona, a w drodze do boksów jego przednie skrzydło oderwało się i w akompaniamencie snopów iskier wpadło pod samochód. Po wyjeździe z alei serwisowej musiał więc gonić czołówkę i ostatecznie dojechał na metę czwarty. Jego kolega z zespołu nie wygrał zaś wyścigu wyłącznie z powodu awarii jednostki napędowej.

Kolejne pięć wyścigów Niemiec ukończył przed swoim partnerem, w tym zaledwie raz nie stawał na podium (P3 – GP Chin, GP Azerbejdżanu; P2 – GP Kanady, GP Monako). Nie obyło się jednak bez kosztownych błędów z jego strony. Swoją najlepszą okazję na wygraną po starcie z PP w Montrealu Vettel zaprzepaścił zdecydowanie zbyt łatwo. Choć ukaranie go za niebezpieczny powrót na tor wzbudziło wiele kontrowersji, to nie zmienia to jednak faktu, że sytuacji tej nie byłoby wcale, gdyby kierowca nie stracił panowania nad autem pod presją siedzącego mu na ogonie Hamiltona i nie wyjechał na pobocze. Passa zakończyła się we Francji. W Austrii i w Niemczech kiepskie pozycje startowe zapewniły mu problemy z samochodem.

W swoim deszczowym domowym Grand Prix Vettel pokazał jednak kawał ścigania, za który można go podziwiać. Po starcie z 20. miejsca i fantastycznej pogoni przez stawkę, pełnej przyjemnych dla oka manewrów wyprzedzania, Niemiec dojechał na drugiej pozycji. Jeśli miałabym wskazać jeden z najlepszych wyścigów ostatnich lat w jego wykonaniu, to ten start z pewnością znalazłby się w gronie moich faworytów. W barierach tym razem wylądowało za to drugie z Ferrari.

Także na Węgrzech Vettelowi udało się ostatecznie triumfować w walce o podium ze swoim partnerem zespołowym. Jednak na Silverstone dosłownie staranował Verstappena podczas walki o pozycję. Holender był w stanie jechać dalej, jednak Ferrari nadawało się już jedynie do uprzątnięcia z pobocza. Na Monzy, kiedy Leclerc triumfował, do Niemca powróciły demony z poprzedniego sezonu – jego samochód obrócił się i wylądował na poboczu. Powracając na tor Vettel niemal wjechał w Lance’a Strolla, a wyścig ukończył poza punktami. Pierwsze i jedyne zwycięstwo Vettela w 2019 roku nadeszło w jego nocnym królestwie – Singapurze. Co prawda to Monakijczyk wyrwał Mercedesom pierwsze pole startowe, ale gra zespołu na drugiego z kierowców pozwoliła wygrać wyścig Niemcowi.

Choć sytuacja zdawała się już i tak być napięta, to dopiero GP Rosji przyniosło wybuch w stajni z Maranello. Leclerc zgarnął pierwsze pole startowe, a Vettel ustawił się na trzecim miejscu, za jego plecami. Kierowcy mieli współpracować na starcie, by odciąć Hamiltona. W efekcie Vettel jako pierwszy zameldował się w T1. Zgodnie z przedwyścigową umową nakazano mu oddać miejsce Monakijczykowi. Wywołało to prawdziwą burzę pomiędzy pit wallem a kierowcami. Leclerc domagał się swojego miejsca z powrotem, Vettel natomiast nie zamierzał go oddawać, a bezsilne szefostwo nie było w stanie sobie z nimi poradzić. Ostatecznie Niemiec odpadł z wyścigu z powodu awarii jednostki napędowej, a drugi z reprezentantów włoskiej ekipy przyjechał na trzecim miejscu. Zwycięstwo przeszło im koło nosa, a sportowcy weszli na drogę wojenną, której eskalacją był wyścig w Brazylii. Walczący o pozycję kierowcy zderzyli się na prostej, w wyniku czego dojechali do mety na końcu stawki, nie zdobywając ani jednego punktu. Jednak dużo poważniejsze konsekwencje czekały na nich w garażach. Po wszystkich zgrzytach, które miały miejsce w tym sezonie, Brazylia przelała czarę goryczy. Choć nie brakowało dobrych występów Vettela, to nagły błysk Leclerca sprawił, że Ferrari natychmiast odwróciło się od, jeszcze niedawno, swojego bohatera. Najboleśniejsza konsekwencja tej zmiany miała jednak nadejść dopiero w następnym sezonie.

Pole Position: 2
Wygrane: 1
Podia: 9
Punkty: 240
Pozycja na koniec sezonu: 5

Prosta donikąd (2020)

Sebastian Vettel dla „Beyond the Grid”, 2020

„Nie sądzę, że patrząc wstecz będę czegoś żałował. To prawda, że zawiodłem, bo ustanowiłem sobie cel, aby wygrać mistrzostwo z Ferrari. Zawiodłem, bo nie udało mi się tego osiągnąć. Były rzeczy, które mogłem zrobić lepiej, takie, które mogłem dojrzeć wcześniej. Bitwy, których nie powinienem był się podejmować. Sądzę jednak, że to wszystko wydarzyło się, by zaprowadzić mnie tam, gdzie jestem w tym momencie.”

Rok 2020 stanął pod znakiem epidemii COVID-19 i postawił na głowie także rywalizację w Formule 1. Start sezonu został przesunięty aż na lipiec, kiedy to ogłoszono zupełnie nowy kalendarz. W czasie tego gorączkowego oczekiwania na to, co przyniesie przyszłość i widmo powszechnego lockdownu, Ferrari ogłosiło, że w Maranello nie ma już miejsca dla Vettela, a w jego zastępstwo zakontraktowano Carlosa Sainza. Decyzję zaskakującą o tyle, że jeszcze na początku roku Binotto zapewniał o tym, że chce utrzymać obecny skład.

Powszechne oburzenie wywołała jednak nie sama ta decyzja – w końcu zespoły podejmują różne decyzje – ale sposób w jaki Ferrari potraktowało swojego kierowcę. Binotto ogłosił, że decyzja ta podyktowana jest tym, że Scuderia i Vettel odmiennie widzą swoje drogi na przyszłość i nie doszli do porozumienia. Wielu zaczęło nawet zastanawiać się, czy Niemiec nie wymagał zbyt dużej pensji. Jak się jednak okazało, Ferrari wcale nie prowadziło z nim rozmów. Po prostu zakomunikowało w rozmowie telefonicznej, że nie mają dla niego już miejsca. Tym samym pokazało, że są rzeczy na tym świecie niezmienne i jest to także zachowanie włoskiej ekipy względem swoich kierowców.

Official Twitter @ScuderiaFerrari

Jeśli komukolwiek wydawało się, że to najgorszy moment sezonu dla Vettela, to grubo się pomylił. Każdy kolejny wyścig był właściwie kolejną kroplą w czarze goryczy. SF1000 okazało się bolidem niestabilnym, wolnym i trudnym w prowadzeniu. W Maranello można było zapomnieć już nie tylko o pogoni za Mercedesem i Red Bullem, ale wręcz o walce o podium w klasyfikacji generalnej. Szczególnie źle radził sobie właśnie Niemiec, który nie potrafił dogadać się ze swoim ostatnim bolidem dostarczonym przez Ferrari. W trakcie roku zapunktował jedynie siedem razy. Zaledwie raz udało mu się wskoczyć na podium, a swoich dotychczasowych rywali obserwował już tylko z daleka. Pod względem wyników był to jego najgorszy pełny sezon w Formule 1.

Rozpoczął go od dziesiątego miejsca w Austrii, a tydzień później na tym samym torze już na starcie został staranowany przez swojego kolegę z zespołu. Nie pierwszy i nie ostatni raz Leclerc szukał sobie miejsca tam, gdzie ewidentnie go nie było. W konsekwencji jego bolid wylądował na tyle samochodu Vettela, pozbawiając go tylnego skrzydła i możliwości dalszej jazdy.

Wyróżniającym się wyścigiem były z pewnością Węgry. Po fantastycznym starcie na wilgotnej nawierzchni po pierwszym zakręcie znalazł się na trzeciej pozycji. Niestety potem wszystko zrujnował fatalny pit stop w wykonaniu jego ekipy. Kierowcy udało się jednak dojechać na szóstej pozycji, na dość zniszczonych oponach i broniąc się przed dużo szybszymi autami. Podczas dwóch kolejnych Grand Prix na Silverstone zapunktował jedynie raz, meldując się na dziesiątej pozycji. To wtedy zaczęła się jego fatalna passa, w trakcie której nie był w stanie ani razu wejść do ostatniej części kwalifikacji. Niestety trwała ona aż do końca sezonu.

Nieco lepiej sytuacja wyglądała w Hiszpanii (wyścig – P7), ale na Spa jego bolid spisywał się fatalnie (P13). Podobnie z resztą, jak jego partnera z zespołu (P14). Prawdziwym koszmarem było jednak domowe GP Ferrari na Monzy, która jest wyjątkowo żądnym mocy torem. Słabsza w tym roku Scuderia nie oferowała swoim kierowcom zbyt wiele przewagi na tym polu, toteż kwalifikacje Vettel zakończył już po Q1. W trakcie wyścigu awarii uległ układ hamulcowy, przez co byliśmy świadkami tego, jak czerwony bolid roztrzaskuje ustawione na poboczu styropianowe bloczki w drobny pył, by następnie zatrzymać się na dobre kilka metrów dalej. Ciężko znaleźć obraz, który lepiej podsumowałby ten sezon.

Potem Niemcowi udało się zdobyć po jednym punkcie na Mugello oraz Portimao, ale podczas wyścigów w Rosji i domowego w Niemczech snuł się gdzieś w ogonie stawki. Kiedy wszyscy byli już przekonani, że kierowca nie doświadczy w tym sezonie ani jednej szczęśliwej chwili, nadeszło GP Turcji. Szalony wyścig, który można uznać za jeden z lepszych w ostatnich latach dał mu szansę na podium. I Vettel bez wahania ją wykorzystał. Dzięki kolejnemu atomowemu startowi na mokrej nawierzchni, z jedenastej pozycji przeskoczył na trzecią. I choć w miarę tego, jak tor przesychał, Ferrari traciło tempo, a jego pit stop trwał zdecydowanie zbyt długo, to nadal utrzymywał się dość wysoko. Na tyle, aby w kluczowym momencie znaleźć się tuż za walczącymi o drugą pozycję Perezem i Leclerkiem. Błąd tego drugiego w ostatnim zakręcie sprawił, że pojechał zbyt szeroko i otworzył drogę zarówno dla Meksykanina, jak i dla Vettela.

Na tym jednak radość się zakończyła. Kolejne trzy rundy rozgrywane były bowiem na torach, które nie sprzyjały konstrukcji z Maranello (GP Bahrajnu, GP Sakhiru i GP Abu Dhabi) i w żadnym z nich czterokrotnemu mistrzowi świata nie udało się zdobyć punktów.

Był to sezon pełen frustracji, zrezygnowania i wpadek. Wielu decyzji strategicznych Ferrari, które kazały łapać się kibicom za głowy czy rozmów z kierowcami przez team radio, które nie przystawały tak doświadczonej ekipie. Cierpiał Vettel, cierpiał Leclerc. Ten drugi znalazł w końcu nić porozumienia z autem, która pozwoliła mu na kilka dobrych występów. Jeśli jednak spojrzymy na szczegóły to widać, że także Niemiec potrafił czasem wycisnąć z powierzonej mu maszyny więcej, niż mógł. Ostatni wspólny rok z Scuderią wystawiał na próbę wiarę i nerwy zarówno kierowcy, jak i jego kibiców. Z pewnością największym pocieszeniem było podium zdobyte w Turcji. Poza tym rezultatem, wszyscy będą jednak chcieli puścić ten sezon w niepamięć….

Pole Position: 0
Wygrane: 0
Podia: 1
Punkty: 33
Pozycja na koniec sezonu: 13

Łącznie dla Ferrari:
Pole Position: 12
Najszybsze okrążenia: 14
Wygrane: 14
Podia: 55
Punkty: 1400

Official Twitter @ScuderiaFerrari

W drodze po nowe wyzwania…

Sebastian Vettel dla „Beyond the Grid”, 2020

„Zdajesz sobie sprawę, że chodzi bardziej o samą podróż, o to, gdzie cię to zaprowadzi, to jest to, co naprawdę pamiętasz. Trofea są jedynie ostatecznym potwierdzeniem tego, co osiągnąłeś.”

Sebastian Vettel przypomina nam wszystkim, że kierowcy Formuły 1 to nie tylko wielkie gwiazdy, które zostały obsypane pieniędzmi i sławą. To ludzie, których lubimy za ich dokonania na torze, ale także za to, jacy są prywatnie. To skromny facet, który promuje ten sport w zupełnie inny sposób. Dzięki któremu widzimy, że nie chodzi tu tylko o pieniądze, drogie samochody i otaczanie się gwiazdami. Chodzi także o to, że Formuła 1 jest dla nich miłością życia, o to, że szanują jej historię oraz ludzi, którzy ją budowali.

Patrząc na statystki jest on aktualnie trzecim najbardziej utytułowanym kierowcą w historii Formuły 1 – po Michaelu Schumacherze i Lewisie Hamiltonie. Ostatnie kiepskie sezony mogły sprawić, że większość z Nas o tym zapomniała. Jednak prawda jest taka, że to ta trójka dzierży najwięcej rekordów w F1, a i całkiem sporą liczbę tytułów mistrzowskich.

Jego mariaż z Ferrari przyniósł obu stronom piękne chwile, w których zawiera się wiele wywalczonych pole position, jeszcze więcej cudownych zwycięstw, manewrów wyprzedzania, które cieszyły oko, zaciętej walki o mistrzostwa i pogoni przez całą stawkę. Choć z kierowców, którzy jeździli dla Scuderii od czasów Schumachera był jedynym z tych, którzy odnieśli najwięcej sukcesów (przywiózł im najwięcej podiów i zwycięstw, a przy ilości PP ustępuje tylko Felipe Massie), to ich wspólna droga okazała się zbyt wyboista i zakończyła się ostatecznie wielkim niepowodzeniem.

Na szczęście ten niezwykle utytułowany kierowca otrzymał od Formuły kolejną szansę – od sezonu 2021 przeniesie się do zespołu Aston Martin. Nowe środowisko i dużo mniejsza presja mogą przysłużyć się Vettelowi, który wygląda już na zmęczonego ciągłymi niepowodzeniami. Nie zapominajmy jednak, że może to być jego ostatnia szansa na to, byśmy zapamiętali go jako jednego z najlepszych kierowców swojego pokolenia.

Wybrane dla Ciebie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *