W historii Rajdowych Mistrzostw Świata (WRC) są momenty, które mimo upływu lat wciąż wywołują gęsią skórkę u fanów motorsportu. Jednym z nich jest bez wątpienia gościnny występ nieodżałowanego Colina McRae za kierownicą Škody Fabii WRC w 2005 roku.
Choć od tamtego wydarzenia minęły już dekady, a szkockiego mistrza nie ma już z nami, wspomnienie jego brawurowej jazdy na australijskich szutrach pozostaje żywym dowodem na jego geniusz. Cofnijmy się w czasie do momentu, gdy Szkot, będący już na sportowej emeryturze, postanowił jeszcze raz pokazać światu, co oznacza jazda na absolutnym limicie.
Powrót Mistrza: Škoda Motorsport stawia na McRae
Rok 2005. Colin McRae, mistrz świata z 1995 roku, oficjalnie wycofał się z regularnych startów w WRC w 2003 roku. Przez ten czas brał udział w prestiżowych imprezach, takich jak 24-godzinny wyścig Le Mans czy Rajd Dakar, jednak kibice nieustannie domagali się jego powrotu na odcinki specjalne. Presja opinii publicznej i tęsknota za rywalizacją zrobiły swoje.
Dla zespołu Škoda Motorsport, który walczył o swoją pozycję w stawce, zatrudnienie McRae i jego wieloletniego pilota Nicky’ego Grista było marketingowym i sportowym strzałem w dziesiątkę. Pierwszym krokiem był Rajd Walii 2005. McRae, mimo dwuletniej przerwy od wyczynowego ścigania w WRC, zajął solidne 7. miejsce, czerpiąc ogromną radość z jazdy przed własną publicznością.
Ten występ dał zespołowi potężny zastrzyk energii. Obie strony uznały, że potencjał jest znacznie większy, dlatego umowę rozszerzono o finałową rundę sezonu – Rajd Australii.
Optymizm przed startem
Decyzja o starcie na Antypodach nie była przypadkowa. McRae czuł się na tych specyficznych, kulkowych szutrach jak ryba w wodzie. Przed rajdem emanował pewnością siebie, wierząc w możliwości czeskiej rajdówki.
„Australia to rajd, który zawsze lubię. Miałem tam kilka naprawdę dobrych wyników i po pokazaniu w Rajdzie Walii, co potrafi Fabia, myślę, że tym razem możemy uzyskać kolejny dobry wynik” – zapowiadał Colin McRae.
Jego słowa okazały się prorocze, choć początek rywalizacji nie zwiastował fajerwerków. Po trzecim odcinku specjalnym Szkot zajmował 10. miejsce w klasyfikacji generalnej. To, co wydarzyło się później, przeszło jednak do legendy.
Szarża McRae
Na czwartym odcinku specjalnym McRae wrzucił przysłowiowy „piąty bieg”. Zanotował drugi czas przejazdu, co katapultowało go na 6. pozycję. Od tego momentu „Latający Szkot” nie oglądał się już za siebie. Wyciskał ze Škody Fabii WRC absolutne maksimum, wykorzystując każdą uncję swojego doświadczenia.
Pod koniec pierwszego etapu McRae był już trzeci. Pod koniec drugiego dnia wspiął się na wicelidera rajdu (drugie miejsce). Mimo drobnych problemów na początku finałowego etapu, które zepchnęły go z powrotem na trzecią lokatę, McRae błyskawicznie odrabiał straty. Po trzecim odcinku ostatniego dnia znów deptał po piętach rywalom.
Harri Rovanperä, który zajmował wówczas drugie miejsce, przyznał później otwarcie, że prawdopodobnie nie byłby w stanie utrzymać rozpędzonej Fabii WRC za swoimi plecami. Colin był w transie, jadąc po najlepszy wynik w historii startów Skody w mistrzostwach świata.
Dramat w parku serwisowym
Niestety, rajdy bywają okrutne. Na zaledwie trzy odcinki przed metą, gdy sensacyjny wynik był na wyciągnięcie ręki, doszło do katastrofy. Problemy techniczne związane z wymianą sprzęgła okazały się nie do przeskoczenia. Zespół musiał podjąć bolesną decyzję o wycofaniu samochodu. To był smutny koniec genialnego występu. Kierowca, który wyraźnie delektował się każdą sekundą rywalizacji w konkurencyjnym aucie, został pokonany przez mechanikę, a nie przez rywali czy trasę.
Reakcja McRae na to niepowodzenie tylko umocniła jego status legendy i człowieka z ogromną klasą. Zamiast złości czy medialnych pretensji, Szkot udał się do pobliskiego irlandzkiego baru „Fenians”. Zamówił kufel piwa i spędził kolejne godziny, oglądając relację z zakończenia rajdu w towarzystwie dziennikarzy i zwykłych kibiców, gawędząc z nimi jak równy z równym.
Choć historia ta nie miała bajkowego zakończenia, jakiego pragnęli fani i zespół, Rajd Australii 2005 udowodnił jedno: Fabia WRC w rękach wirtuoza mogła rywalizować z najlepszymi.
Najlepszym podsumowaniem tamtych wydarzeń są słowa pilota Colina, który siedział wtedy na prawym fotelu. Nicky Grist tak wspomina ten emocjonalny rollercoaster:
„To był jeden z najbardziej niesamowitych momentów w mojej karierze z Colinem. Kiedy wycofaliśmy się z rajdu, dorośli mężczyźni płakali w całym parku serwisowym; nigdy nie widziałem czegoś takiego. Bez wątpienia była to jedna z najlepszych jazd w karierze Colina”.
Występ ten pozostaje pięknym, choć bolesnym pomnikiem talentu Colina McRae – kierowcy, który nigdy się nie poddawał i jechał na 100%, niezależnie od okoliczności.
Źródło: skoda-motorsport.com







