F1FELIETONY

Mały cud w deszczowe popołudnie. Czym zachwycił nas Vettel?

Mały cud w deszczowe popołudnie. Czym zachwycił nas Vettel?

O obecnej formie Sebastiana Vettela powiedziano i napisano już nie jedno. W tym tekście nie będziemy więc powtarzać kolejnych problemów, jakie stają na jego drodze, szczególnie od czasu przejścia do Scuderii Ferrari. Możemy za to zabrać Was w podróż, która przypomni niektórym, dlaczego kibice w ogóle zachwycili się jego talentem. Zanim bowiem Lewis Hamilton zaczął spędzać sen z powiek swoim rywalom, a „Srebrne Strzały” zdominowały ten sport, na szczycie znajdował się zupełnie inny duet. Red Bull Racing z tworzonymi pod dyktando Adriana Newey’a bolidami i ich wychowanek – najmłodszy Mistrz Świata w historii.

Osobiście bardzo dobrze pamiętam swoje pierwsze dokładnie obejrzane Grand Prix. Los chciał, że był to także pierwszy zwycięski wyścig Vettela. Gdyby nie tamto niedzielne popołudnie może nigdy nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem obecnie. Dzięki niemieckiemu kierowcy zakochałam się w F1 bez pamięci i miłość ta trwa nieprzerwanie już dwunasty rok. Jego styl jazdy, choć niepozbawiony niedoskonałości, zaczarował mnie wtedy i wciąż potrafi zaczarować nawet dziś.

Mały cud w deszczowe popołudnie… Monza 2008

W historii Vettela wielokrotnie zdarzało się tak, że ten, kto obstawiał jego triumf, był najpierw nazywany szaleńcem. Kto bowiem był pewny, że Toro Rosso wygra tamto deszczowe Grand Prix, zostawiając za sobą Raikkonena czy Hamiltona? Strzelam, że było Was naprawdę niewielu. A jednak młody chłopak z Heppenheim zaskoczył kibiców w niezwykle pozytywny sposób.

Najpierw, dzięki odpowiedniemu doborowi opon na deszczowe kwalifikacje udało mu się wywalczyć pierwsze pole startowe, jako najmłodszemu w historii. Zespół postawił wszystko na jedną kartę. A właściwie dwie, jeśli liczyć to, że zarówno samochód, jak i Vettel zdawali radzić sobie w deszczu dość dobrze. Decyzja w pełni się opłaciła i kiedy mistrzowie świata na oponach przejściowych zaczęli wypadać z toru, wszystko było wiadome. Już to było dla Scuderii Toro Rosso ogromnym sukcesem, ale przed nimi nadal pozostawał domowy wyścig. Warunki w niedzielę nie były najłatwiejsze, toteż młody wiek Niemca i gorszy bolid względem znacznie szybszych McLarena i Ferrari, wydawały się skazywać go na pożarcie. Jednak po starcie za samochodem bezpieczeństwa okazało się, że może i jest najmłodszym kierowcą w stawce, ale jego jazda odznaczała się niezwykłą dojrzałością. Szybko odjechał stawce, pokazując zaskakujące tempo. Pomimo tego, że samochód STR3 „Julie” wielokrotnie znajdował się na krawędzi przyczepności, kierowcy udało się dotrzeć do mety, którą przekroczył jako pierwszy. Pokazał nam tym samym, że choć jego głowa nie zawsze wygląda na chłodną, to determinacja potrafi go uskrzydlić. Sam Vettel określił to zwycięstwo po latach mianem „małego cudu”. Zaś dla samej ekipy z Faenzy było to z pewnością doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. Do dziś wspominają je ze łzami w oczach, uświadamiając nam, dlaczego kochamy ten sport.

„Sebastian Vettel, you are the World Champion. The World Champion!” – Abu Dhabi 2010

Kiedy Formuła 1 zawitała do Abu Dhabi na ostatni wyścig sezonu 2010, w grze o mistrzostwo świata pozostawało aż czterech kierowców i również wtedy Vettel nie był najoczywistszym wyborem. Ekscytujący sezon doprowadził do tego, że matematyczne szanse na zwycięstwo obok Niemca mieli także: Mark Webber (Red Bull), Fernando Alonso (Ferrari) i Lewis Hamilton (McLaren). W jego trakcie widzieliśmy niesamowite popisy jazdy i zaskakujące błędy w wykonaniu całej czwórki. To wtedy doszło do niezapomnianej kolizji dwóch Red Bulli w Turcji, Massa usłyszał w Niemczech „Fernando is faster than you” i to wtedy Alonso wygrażał pięścią Petrovowi po zakończeniu ostatniej rundy. Ileż razy kibice F1 łapali się w ciągu niego za głowę, nie jesteśmy pewnie w stanie zliczyć. Sezon 2010 obfitował w niespodzianki i niespodzianką poniekąd się zakończył.

Vettel popełnił wtedy wiele błędów, ale był to też sezon, w którym udowodnił, że potrafi robić na torze rzeczy piękne. Poszukując perfekcyjnej linii przejazdu na każdym kolejnym okrążeniu, sprawiał, że nie mogliśmy obejrzeć dwóch identycznych. Wieczna pogoń za perfekcją miała pozostać w jego DNA kierowcy wyścigowego na zawsze. W trakcie sezonu 2010 uczył się co powinno, a czego nie powinno się robić jako pretendent do tytułu. Nie był pod tym względem pierwszy w Formule 1. Wielu mistrzów uczyło się na naszych oczach i zapewne teraz przyszli też to robią. To cena za nieustannie odmładzaną stawkę. Zdobył dziesięć PP, wygrał pięć wyścigów, a jego restarty za samochodem bezpieczeństwa były niemal doskonałe.

Jednak najpiękniejszym momentem tego sezonu dla tego „byczego” duetu było GP Abu Dhabi. Niemiec i jego zespół zrobili wtedy wszystko, co tylko mogli, by wygrać. I choć nieraz w historii doświadczyliśmy tego, że nie zawsze to wystarcza, to tym razem gwiazdy okazały się łaskawe. Vettel rozpoczął wyścig z pole position i nie zamierzał ustąpić bez walki. Ostatnie okrążenia dłużyły się niemiłosiernie, sprawiając wrażenie, że trwają godzinami. Uspokajający szalejącego na torze kierowcę „Rocky” zdawał się sam być na krawędzi. Do momentu przekroczenia mety przez Alonso niemal wszyscy wstrzymali oddechy. Kiedy jednak czerwone Ferrari pokazało się dopiero za duetem Renault, oczywistym stało się, że mamy nowego Mistrza Świata. Najmłodszego w historii. A był to dopiero początek…

Kinky Kylie RB7 – samochód marzeń

Do dziś żaden inny bolid nie budzi we mnie takich emocji jak RB7. Kinky Kylie była bezsprzeczną królową torów. Sezon 2011 odbył się niemal całkowicie pod dyktando tej konstrukcji Red Bulla i Vettela. Wszyscy próbowali zepchnąć ich z najwyższego stopnia podium lub chociaż z pierwszego pola startowego. Nic z tego, RB7 z numerem „1” bezsprzecznie triumfowało. Nie zapominajmy jednak, że w tym piekielnie szybkim aucie siedział ktoś, kto potrafił wykorzystać jego potencjał. To, czego nauczył się w trakcie poprzedniego sezonu, przekuł na sukces w kolejnym. Tak jak przy wielu innych kierowcach, którzy weszli do F1 w młodym wieku, Vettel dojrzewał wyścigowo na naszych oczach. W sezonie 2011 wygrał jedenaście wyścigów, w siedemnastu stanął na podium. Zaledwie raz był czwarty i raz nie dojechał do mety. Piętnaście razy okazywał się też najszybszym kierowcą w kwalifikacjach, stając się wtedy mistrzem pojedynczego okrążenia. Nie pozostawiał kolegom z toru złudzeń i przypieczętował swój tytuł już podczas GP Japonii. Ostatecznie zdobył 392 punkty, podczas gdy drugi Button miał ich na koncie 270. To był sezon marzeń.

„Sebastian Vettel, you are the man!” – GP Brazylii 2012

Sezon 2012 rozpoczął się od odważnych słów Alonso o tym, że na jego koniec przekonamy się, kto będzie najmłodszym trzykrotnym mistrzem świata. Poniekąd Hiszpan miał sporo racji, bo to właśnie on był głównym rywalem Vettela w walce o tytuł. Po raz kolejny sprawa miała rozstrzygnąć się podczas ostatniej rundy sezonu. To był naprawdę ekscytujący i trudny rok, podczas którego mieliśmy sześciu różnych zwycięzców w sześciu pierwszych Grand Prix! Dowiódł jednak, że Vettel potrafi ostatecznie triumfować nie tylko wtedy, kiedy jego bolid jest postrachem dla innych, ale także wtedy, gdy sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana.

Komu na starcie GP Brazylii nie stanęło na moment serce, ten chyba je przespał. Bruno Senna wpadający z impetem na RB8 Niemca, niemalże zakończył walkę o mistrzostwo. Jakimś cudem jednak samochód nadawał się do dalszej jazdy, choć uszkodzenia, których doznał, nie były z rodzaju tych, z którymi dało się coś zrobić podczas wyścigu. Swoje zadanie Vettel wykonał już po mistrzowsku, stając się najszybszym kierowcą na torze. Wielu głośno twierdziło, że tak naprawdę nie potrafi on wyprzedzać, a całe swoje mistrzowskie lata spędził na czele stawki. On za to nie raz pokazał nam, że wyprzedzanie to jest jego żywioł, a przebijanie się z końca stawki to jego numer popisowy. Udowadniał nam to z resztą przez lata, także w Abu Dhabi 2012, czy, tu najświeższy przykład, podczas GP Niemiec 2019.

To jeden z tych wyścigów, które wystawiają na próbę wiarę w mistrzostwo. Nieprzewidywalna pogoda, brak łączności przez team radio, widoczne uszkodzenia auta i złe decyzje odnośnie opon. Jednak determinacja Vettela i jego ekipy sprawiła, że z każdym kolejnym mijanym bolidem kibice mogli na nowo w nie uwierzyć. Tak naprawdę było to idealne podsumowanie całego sezonu, w którym mierzyć musiał się z różnymi problemami, ale z kolan wstawał w wielkim stylu. Nie pamiętam, żeby jakikolwiek inny wyścig wywołał we mnie tak skrajne emocje. W tym jednak tkwi piękno tego sportu.

Hungry Heidi – głodna zwycięstw

Po dramatycznym sezonie 2012 kolejny mógł wydawać się z perspektywy czasu prawdziwym spacerkiem. Początki wcale nie były jednak łatwe. O wygraną trzeba było ciężko walczyć i nie brakowało momentów, w których sytuacja nie wyglądała dobrze. Nie brakowało czystego sportowego nieszczęścia, ale także karygodnych błędów własnych. Wtedy przyszła kolej na GP Belgii, które rozpoczęło niesamowitą passę. Nie oglądając się za siebie, po letniej przerwie Vettel powrócił w nieprawdopodobnej formie. W jego ściganiu widzieliśmy serce. Ogromne serce, za które tak naprawdę kochamy tych kierowców. Wygrał każdy kolejny wyścig, koronując się na Mistrza Świata już podczas GP Indii. Triumfował trzynaście razy, gromadząc 397 punktów, podczas gdy drugi Alonso miał ich 242. Dziewięć razy zdobył też pole position. Choć przez długie tygodnie podążało za nim, tak jak teraz za Hamiltonem, długie buczenie, na torze Buddah jego radość porwała tłumy w sposób, jakiego dawno nie widzieliśmy.

Złote dziecko Red Bulla

Gwiazda Vettela może nie błyszczy już tak, jak kiedyś, ale mistrzowska iskra niezmiennie w nim tkwi. Nadal możemy docenić go za niesamowity spryt i znajomość przepisów – potrafił wprawić tym swoich rywali w osłupienie, kiedy ścigał się z Hamiltonem na wjeździe do alei serwisowej. Według większości było to niedozwolone, ale luka w przepisach pozwoliła mu uniknąć kary i zdobyć pozycję. Podążanie za perfekcją i determinacja w dążeniu do celu tkwią głęboko w jego umyśle i choć potrafią przysporzyć mu kłopotów, powodują też, że widzimy na torze rzeczy, które cieszą oko. W trakcie swojej przygody z Red Bullem wystartował w 113-stu wyścigach, z których wygrał 38, a w 65-ciu stanął na podium. 44 razy okazywał się najszybszym kierowcą w kwalifikacjach. Po dodaniu rezultatów z obu Scuderii okaże się, że w 209-ciu rundach odniósł 53 zwycięstwa, 120 razy stanął na podium i 57 razy wygrywał kwalifikacje.

Formuła 1 może wydawać się nudna, kiedy z jednej dominacji przechodzimy gładko do drugiej. Jednak kiedy spojrzymy na to od zupełnie innej strony, wtedy uświadomimy sobie, jak wielkie rzeczy dzięki temu widzieliśmy, a nasze spojrzenie na to może stać się łaskawsze. Vettel i Hamilton to kierowcy, którzy bezsprzecznie wpisali się na stałe w karty historii, obok największych tego sportu. Całkiem możliwe, że obserwujemy też zupełnie nowe, wielkie pokolenie, które kiedyś ich zastąpi. Może jednak zamiast przekrzykiwać się głośno wytykając wady każdego z nich, powinniśmy zgodnie stwierdzić, że pomimo wszystko uczynili ten sport piękniejszym.



Wybrane dla Ciebie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *