Rajd RzeszowskiRAJDYRSMP

Szybka jazda, odrobina szczęścia i życiowy wynik

 

Trudne, zdradliwie, podkarpackie oesy wokół Rzeszowa były areną zmagań podczas pierwszej rundy Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski 2020.

Wybrane dla Ciebie

Inauguracja sezonu przywitała zawodników upałami przekraczającymi 30 stopni na zewnątrz i 70 w samochodzie. Z takimi warunkami świetnie poradzili sobie

Michał i Jacek Pryczek, którzy pewnie wygrali klasę HR2 i zajęli siódme miejsce w klasyfikacji generalnej, co jest ich życiowym sukcesem.

 

Załoga Subaru Historic Rally Team nie miała sobie równych w swojej klasie i wygrywając wszystkie odcinki specjalne, zameldowała się na mecie z przewagą blisko 9,5 minuty nad duetem Grzywacz/Czekan, oraz ponad 19 minut nad załogą Gaciarz/Skorupa. W klasyfikacji generalnej zaczęli od trzynastego czasu, stopniowo pnąc się w górę tabeli. Najlepszy wynik, ósme miejsce wykręcili podczas pierwszego przejazdu kultowej Lubeni, a na pozostałych próbach plasowali się w okolicach pierwszej dziesiątki. Równa jazda, pozbawiona większych błędów i przygód zaowocowała poprawieniem ubiegłorocznego wyniku o trzy pozycje i zdobyciem sześciu punktów w „generalce”.

 

Michał Pryczek:

To zdecydowanie był rajd, który zapamiętam na długo. Po pierwsze udało nam się uzyskać najlepszy wynik w całej karierze, a po drugie z powodu przygód, przez które wynik ten co chwilę wisiał na włosku. W rajdach nie chodzi tylko o jazdę samochodem, ale jest to bardzo skomplikowana dyscyplina, w której drobny szczegół może przekreślić cały Twój dotychczasowy wysiłek. Zaczęło się od małego incydentu na zapoznaniu z trasą. Podczas samego rajdu niewiele brakowało, abym zgubił kask, który zostawiłem na tylnej klapie. Mieliśmy także jeden moment, podczas którego potwór z Loch Ness chciał nas wciągnąć do swojego głębokiego rowu, ostatni odcinek ukończyliśmy z małym pożarem w aucie, a na ceremonię mety wjechaliśmy bez wspomagania kierownicy. Siódme miejsce jest więc także zasługą w dużej mierze szczęścia, które tym razem nam sprzyjało.

 

Jestem trochę w szoku jeśli chodzi o samą jazdę, ponieważ udało się pojechać szybciej, niż zakładaliśmy przed startem. W rajdówce nie siedziałem 10 miesięcy, w międzyczasie trenując tylko na symulatorze, czy gokartach, ale zmiany wprowadzone w samochodzie między sezonami pozwoliły nam na szybką jazdę już od pierwszego odcinka specjalnego. Cały czas jednak uważam, że jest miejsce na poprawę. Choć wynik w Rzeszowie jest fantastyczny, to ostrożnie podchodzę do oczekiwań na kolejne rajdy. Tutaj wszystko zagrało perfekcyjnie – zarówno pewność siebie na znanych nam odcinkach, jak  i idealne prowadzenie się samochodu, a także opis stworzony na piątkę z plusem.

Jacek Pryczek:

Jesteśmy miło zaskoczeni wynikiem w Rzeszowie, który jest jak dotąd najlepszy w historii naszych startów. Wpływ na taki wynik miały moim zdaniem trzy rzeczy. Po pierwsze – pomimo tego że nie siedzieliśmy w rajdówce od ubiegłorocznej Barbórki Warszawskiej i nie mieliśmy żadnych testów – jechaliśmy naprawdę szybko. Dla Michała nasza rajdowa babcia ma już chyba niewiele tajemnic, można powiedzieć że są jednym organizmem, dlatego tempo było wysokie od samego początku. Oczywiście – tak jak wiele innych załóg – także i my nie ustrzegliśmy się błędów. Drugiego dnia na odcinku Zawadka mieliśmy poważne ratowanie, które uchroniło nas od stoczenia się z 50 metrowej skarpy i sceny kończącej rajd. Wyszliśmy z tego tylko dzięki umiejętnościom Michała, jego opanowaniu i zimnej krwi. Widać to zresztą na opublikowanym przez nas onboardzie z tego odcinka.

Na nasz wynik duży wpływ miały także problemy innych zawodników, którzy popełniali mniejsze, lub większe błędy, odpadając z zawodów. Rajd Rzeszowski od zawsze był uważany za jeden z najtrudniejszych w naszym kraju, a tropikalne temperatury połączone z wymagającą konfiguracją odcinków to dodatkowe wyzwanie dla samochodów i samych zawodników.

Trzeci – bardzo ważny element sukcesu – to świetne przygotowanie samochodu.

Nasz zespół – działający pod wodzą Marka Kluszczyńskiego – to profesjonaliści od kilkunastu lat związani z motorsportem i z marką Subaru.

My lubimy ten trudny rajd, zawsze dobrze się w Rzeszowie czujemy, do tego dopisało nam troszkę szczęście i w rezultacie zakończyliśmy zmagania na świetnym, siódmym miejscu. A propos szczęścia. Przeżyliśmy także chwilę grozy na mecie ostatniego odcinka. Tuż przed przejazdem przez strumień w Zagorzycach w samochodzie pojawił się dym. Kawałek dalej w aucie zrobiło się siwo, zwolniliśmy, ale postanowiliśmy jechać do końca odcinka, wyłączając tylko podtrzymanie turbiny. Liczyliśmy na to, że na mecie odcinka łatwiej będzie o pomoc w ewentualnym gaszeniu pożaru. Na mecie stop mieliśmy już spory płomień za prawym przednim kołem, ale na punkcie kontroli czasu była duża gaśnica, którą skutecznie ugasiliśmy pożar. Już bez wspomagania układ kierowniczego dojechaliśmy do Rzeszowa. Na przegrupowaniu okazało się, że od tego kręcenia bez wspomagania pękła śruba i kierownica luźno się kręciła.

Znów dopisało nam szczęście, śrubę jakoś dokręciliśmy kluczem do kół i dotoczyliśmy się na serwis. Zapamiętamy ten rajd z bardzo szybkiej jazdy, sprzyjającego nam szczęścia i dobrego sportowego wyniku.

 

Partnerami zespołu Subaru Historic Rally Team są: Pro Rally School, MTS Subaru Dzierżoniów, Race Day, Steelum, AutoRacing.pl, SPRT Garage, Block Motorsport.



Wybrane dla Ciebie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *