AMATOR rajdyRajd WikingaRAJDY

Szymon Mazur szczerze o „Wikingu” 2021

BSK TECH 6. Rajd Wikinga przeszedł już do historii. Dla niemal stu załóg z całej Polski, organizator przygotował ponad 70km oesowych. Impreza jak co roku rozpoczęła się prologiem po centrum Dzierżoniowa. Gdy już kurz po ostatnich rajdówkach opadł, spotkaliśmy się z Szymonem Mazurem, głównym organizatorem  „Wikinga” w celu podsumowania tegorocznej imprezy.

Za nami kolejne edycja Rajdu Wikinga. Przyszedł wiec czas na podsumowanie.
Większość zawodników i kibiców bardzo pochlebnie wypowiada się na temat rajdu, a jak to wygląda z perspektywy organizatora?

Wybrane dla Ciebie

– Z perspektywy organizatora, wygląda to tak, że ja mam dość wypaczony pryzmat ponieważ gdy ktoś do mnie dzwoni, pisze, czy cokolwiek to zazwyczaj są to jakieś narzekania. Większe bądź mniejsze aluzje chociaż przyznaję, że czasami słuszne ale czasami nie do końca więc jeżeli są głosy, że większość pochlebnie ocenia to co robimy, to bardzo miło to słyszeć. Jeszcze przyjdzie czas na podsumowania. Na pewno wiele rzeczy trzeba na nowo przemyśleć. 

Co zatem nie zagrało, co można by poprawić i czy jest to możliwe? Czy w związku z tym edycja 2022 jest w jakiś sposób zagrożona?

– W kwestii przemyślenia to zawsze jest tak, że po każdym rajdzie na gorąco staram się to wszystko ułożyć. Siedzimy z moimi ludźmi i myślimy. To jest bardzo duże przedsięwzięcie. Co do samych przemyśleń to zwykle skupiam się na ludziach, a w zasadzie na ich braku. Bardzo krótka „ławka rezerwowych”, że tak to ujmę. Jest nas mało i wiele rzeczy robi wiele ludzi. Niektóre rzeczy postanowiłem zlecić w tym roku. Jedne wyszły bardzo fajnie, drugie niekoniecznie. Ale uczymy się i myślę, że to jest główny temat do przemyślenia. Czy jest zagrożona edycja 2022? Ciężko powiedzieć. Rajd Wikinga ma to do siebie, że zawsze jest zagrożony, jak nie bomby, to covid… bo termin jest taki jaki jest.  Z mojej strony zawsze podkreślam. Robię to co lubię i w momencie kiedy przestanie mi się to podobać, to zwyczajnie zrezygnuję.

fot. Bartosz Żywarski

W tym roku zafundowaliście zawodnikom rekordową ilości kilometrów oesowych. Może tutaj jest problem. Zabezpieczyć taką dużą trasę to pewnie duże wyzwanie.

– Zgadza się. 70 km jest to dużo, ale ciężko powiedzieć czy za dużo. Co prawda przez porę, w której się odbywa Wiking nie jest łatwe znalezienie odpowiednią ilość SAFETY, ale mimo wszystko jest to do zorganizowania. Brakuje innych bardziej wyspecjalizowanych osób. Nie mamy takie komfortu, że zadzwonimy sobie na jakiegoś Automobilklubu gdzieś w Polsce i przyślą nam sędziów. Bazujemy na tym, co mamy. I tu jest problem, bo czy to będzie 40km czy 70, to już tak wielkiej równicy nie robi.

Jak co roku, rywalizacja na Wikingu rozpoczęła się prologiem w centrum Dzierżoniowa. Czy trudno jest zamknąć centrum miasta i puścić tam rajd. 

– Zamknięcie miasta, jest to bardzo duże wyzwanie. Wbrew pozorom, jest to krótki odcinek, ale wymaga od nas bardzo wiele pracy, wiele zaufania ze strony służb, władz miasta. Musieliśmy pokazać, że to co robiliśmy przez wiele lat było ok, dlatego pozwolili nam zamknąć miasto. Ja zawsze tłumaczę, miasto to nie jest nigdy oes w lesie, gdzie straszymy sarny. Tutaj są ludzie, mieszkają ludzie i to jest bardzo duże logistyczne wyzwanie, co wiąże się kolejny raz z ilością ludzi, których mamy do dyspozycji.

Czy w trakcie trwania rajdu masz czas aby chociaż pobieżnie śledzić wyniki?

– Tutaj jest znacząca różnica miedzy organizatorem, a zawodnikiem. Gdy startowałem, czasy były dla mnie na pierwszym miejscu. Jako organizator, ta hierarchia jest odwrócona i czasy są na ostatnim miejscu. Taka ciekawostka. W poniedziałek dopiero odpaliłem wyniki, żeby zobaczyć, kto co jak. Dlatego czasami jest mi głupio, gdy podchodzi do mnie zawodnik i mówi, że na danym odcinku miał taki i taki czas. Nie wiem wtedy jak zareagować, czy super fajnie, czy poszło mu do d*** . Przy tak dużym rajdzie, w jednej chwili mam 15 aut na trasie odcinków specjalnych. Ja nie mam szans tego śledzić. W tym czasie mam tyle rzeczy głowie, że naprawdę pojedynczy czas pojedynczego zawodnika jest dla mnie abstrakcją. Jest malutką mrówką w mrowisku. Także bez szans.

fot. Bartosz Żywarski

Co czujesz gdy już ten rajdowy weekend się kończy?

– Dla mnie rajd się kończy półtora tygodnia, może tydzień po jak już wszystkie tematy mamy pozamykane, popłacone, ponaprawiane szkody, porobione wszystkie rzeczy, wtedy się kończy dla mnie czas z rajdem. Co do rozpoczęcia przygotowań, to na ostro zaczynamy działać jakieś dwa miesiące przed. Wiadomo cały rok coś przekładamy, ale na ostro zaczynamy dwa miesiące przed.

Skąd pomysł na nazwę i datę rajdu?

– Pomysł na nazwę jest prosty. W związku z tym, że parę lat temu miałem brodę do połowy klaty i wyglądałem jak wyglądałem, dostałem ksywę Wiking. Było to pewne odniesienie i żeby nie szukać długo nazwy, stwierdziliśmy, że zrobimy Rajd Wikinga. Gdy organizowaliśmy wcześniej z Irkiem Pieczarką, amatorski puchar Ziemi Zachodniej, w tym terminie była ostatnia runda. Najbardziej nam pasowało i tak zostało. Stawarza to pewne problemy ale i ułatwienia. Zawodnicy są już zwykle po swoich cyklach, dlatego przyjeżdżają do nas na zakończenie sezonu. Jak wszędzie, są plusy i minusy ale tak już zostało i nam to pasuje.

Czy nie uważasz, że w amatorkach robi nam się wyścig zbrojeń. Już nie wystarczy być szybkim kierowcą, żeby wygrywać trzeba mieć mocniejszy samochód od rywala. Oczywiście są od tej zasady wyjątki.

– Jest wyścig zbrojeń. Ale mówiąc szczerze, zawsze był. Teraz wygląda to nieco inaczej niż kiedyś, bo i dostępność rzeczy jest większa. Ludzie mają większe budżety, większe możliwości. Przy tym, jak ten sport ewoluował, jeżeli chodzi o amatorki, np. Kryterium Kamionki które były jedne. Od czasu, gdy ja starowałem, czyli od 2012 roku gdzie już Kryterium miało już kilka edycji za sobą. Wtedy gdy ktoś przyjechał na jakimkolwiek slicku to było wydarzenie. Teraz, gdy nie masz najnowszego slicka to jesteś w czterech literach. To jest część tego sportu. Nie jestem fanem wyścigu zbrojeń ale rozumie chłopaków, którzy chcą jeździć najnowszym sprzętem jaki mają do dyspozycji. Z drugiej strony ciężko jest w amatorkach położyć temu kres. Ponieważ pewne techniczne obostrzenia nie jesteśmy w stanie weryfikować. Od dawana było tak, że jeżeli chcesz wygrać, to musisz mieć naprawdę dobrze zrobione auto. Nidy nie było tak kto przyjechał i wygrał, no chyba, że był super hiper talentem ale na drzwiach od stodoły nie poleciał. Tak to już jest.

Czy chcesz co dodać?

– Na koniec chciałbym bardzo serdecznie wszystkim podziękować. Wszystkim ludziom, którzy pracowali przy tym od początku i stanowią trzon naszej ekipy. Jest nas szóstka, która od początku jest najważniejsza. Chciałbym podziękować wszystkim innym, którzy nam pomagali podczas tego rajdu. Dziękuję również zawodnikom. Wiemy, co poszło nie tak i wyciągniemy z tego wnioski na przyszłość. Mam nadzieje, że nam wybacza rzeczy które nie wyszły. Nie zawsze uda się wszystko zrobić tak jak chcemy i nie zawsze na wszystko mamy wpływ. W czasie trwania rajdu nie zajmuje się wszystkim, ale wszystko co nie wyszło , biorę to na klatę. Mam nadziej, że dacie nam jeszcze kredyt zaufania, żeby naprawić błędy. Na prologu pogoda  dała się we znaki również sprzętowi i też czynnik ludzki lekko wpłynął na pewne sprawy. Zmienimy pewną formę prologu. Mamy już inny pomysł przegadany. Myślę, że fajniejszy, bardziej atrakcyjny dla zawodników i dla kibiców. Natomiast co do niedzieli, to już chyba wszystko było poprawione. Jeszcze raz dziękuję za zaufanie, kibicom za przybycie. Mega fajnie było zobaczyć taką ilość ludzi i widzimy się za rok. Mam nadzieje, o ile będziemy w przyszłym roku organizować ten rajd. 



Wybrane dla Ciebie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *