FELIETONY

Quo Vadis polski motorsporcie?

Quo Vadis polski motorsporcie?

Już od dłuższego czasu nurtuje mnie pytanie, którego treść zamieściłem powyżej. Cieszymy się z każdego, choć zazwyczaj (niestety) małego sukcesu kogokolwiek z naszych rodaków startujących w jakiejkolwiek dyscyplinie. Nieraz też narzekamy na to jak to kiedyś było, albo jak słabo prezentują się nasi kierowcy na arenie międzynarodowej. Jako naród potrafimy się bardzo szybko odwrócić od kogoś gdy tylko coś pójdzie nie tak. Czy tak jednak powinno być?

Polacy w różnych seriach wyścigowych

Z każdej strony co chwilę otrzymujemy informacje o młodych, szybkich talentach pochodzących znad Wisły. Często nawet na naszej stronie, gdzie z chęcią informujemy o każdym sukcesie polskich kierowców. Jednak trzeba sobie zadać najważniejsze pytanie: Czy coś z tego kierowcy będzie w przyszłości? Gdyby sytuacja miała miejsce w którymś z wielu innych krajów – pewnie tak. Liczne szkółki, tory wyścigowe, kierowcy na światowym poziomie, do których poziomu dążą młodzi. A co się stanie z nim w naszym pięknym słowiańskim kraju? Co najwyżej wyląduje w jakiejś średniej serii wyścigowej na parę sezonów, a my zaczniemy znów narzekać.

Tylko nurtuje mnie pewne pytanie: Otóż czy powinniśmy narzekać? Ktoś taki musiał przejść ogromną drogę w kraju, który za nic ma motorsport. Zero szkółek, jedyny solidny tor w tym kraju za chwilę zostanie zamknięty przez protesty ludzi, dla których jest za głośno. Co może taki dzieciak zrobić? Jedyną szansą jest wyjazd za granicę. Tylko ile rodzice, sponsorzy są w stanie dać młodemu w walce za granicą z ludźmi, których budżet tygodniowy jest równoważny z całorocznym dla tego chłopaka?

W tym momencie musiałbym przytoczyć parę osób, którym udało się w tym sporcie: Kuba Giermaziak, Robert Lucas, Igor Waliłko i Piotr Parys. To jedni z wielu polskich kierowców, którzy reprezentowali nasze narodowe barwy w Porsche Supercup. Większość jednak docenia jedynie Kubę, który w swoim czasie był jednym z najlepszych w tej serii i bardzo dużo ludzi spekulowało mu karierę m.in. nawet w F2 lub wyżej, choć sam bardziej celował w wyścigi długodystansowe. Jak to wszystko się skończyło? Wyniki były całkiem solidne. Wygrał nawet jako pierwszy Polak w historii wyścig 24 godzinny, pieniędzy jednak było coraz mniej i cały plan poszedł w marzenia. Straciliśmy wielki talent, który może się szybko nie powtórzyć głównie ze względu na to, że nikt nie chciał w niego zainwestować. Smutny koniec historii.

Przegląd Sportowy

W tym akapicie nie mogę zapomnieć o Robercie Kubicy. Krakowianin rozniósł wszystkich w kartingu w Polsce. Trzy lata startów przyniosły mu sześć tytułów mistrzowskich w różnych kategoriach wiekowych. Później wyjechał do Włoch i tam dopiero zaczął rozwijać talent. Karting w Italii był najmocniejszą ligą w Europie, która okazała się dla Roberta trampoliną do dalszej kariery, głównie poprzez lepszą obsadę i przez zainteresowanie łowców talentów. Z kartingu już jako doświadczony kierowca trafił do Formuły Renault 2000. Później była Formuła 3 i Formuła Renault 3.5. Dzięki startom w tych seriach wreszcie zainteresowały się nim zespoły F1. Najpierw było Minardi, później Renault, BMW Sauber i znów Renault. Wszystko trwało do wypadku w Rajdzie Andory, gdzie stracił praktycznie wszystko, razem z podpisanym kontraktem z Ferrari na następny sezon…

Tylko do czego dążę? Otóż jak potoczyłaby się jego kariera gdyby został w Polsce i tutaj próbował swoich sił? Gdzie mógłby startować? Odpowiedź brzmi nigdzie. Nie było u nas ani trenerów, ani torów, ani nawet solidnych przeciwników. Co jednak najważniejsze nie było pieniędzy i sponsorów. Dlaczego? Ponieważ nikt się nie interesował polskim kartingiem. Nie było tu żadnego powodu aby się tym interesować, ponieważ brylowanie w naszych seriach wyścigowych nie umywało się do poziomu międzynarodowego. Jedyną opcją dla Roberta był wyjazd z kraju i jemu na szczęście się udało, ale ilu było takich, którzy nie mieli tyle szczęścia i zmarnowano ich talent?

Getty Images North America

Rajdowe zmagania Polaków

No i schodzimy na bardzo niewygodny temat. O ile w kwestii wyścigów krytyka może przejść gładko, o tyle w tej kwestii może być trochę gorzej. Śmiem twierdzić, iż rajdy niestety stoją na tym samym poziomie co wyścigi w naszym kraju. Teraz pewnie wielu z czytelników przestanie czytać i zwyzywa moje imię w komentarzach, lecz dajcie mi szansę i spróbuję choć przedstawić swoje argumenty.

Na początek wyruszmy z najwyższą serią rajdową: Rajdowe Mistrzostwa Świata, znane pod skrótem WRC. W przeciągu prawie 40 lat od pojawienia się pierwszego Polaka w tej serii najwięcej osiągnął człowiek, który jest zawodowym kierowcą wyścigowym, o którym mówiłem w dwóch ostatnich akapitach poprzedniego „rozdziału”. Kierowcy, którzy całe życie poświęcali rajdom, nie rozstawali się z samochodem i byli najlepsi na naszym podwórku po wejściu do WRC nagle zostawali z tyłu.

Dlaczego? Odpowiedź jest taka sama jak w kwestii wyścigów: PIENIĄDZE. Brak szkółek, sponsorów, zainteresowania mediów. Co najważniejsze brak autorytetów. W wyścigach dla młodych autorytetem jest RK, dla kierowców rajdowych? Nie ma żadnego polskiego kierowcy rajdowego, który osiągnął coś na arenie międzynarodowej od wielu, wielu lat (oczywiście pomijając karierę RK w WRC2 i WRC, lecz to w tym momencie muszę pominąć). Miejmy nadzieję, że zmieni się to już niedługo choćby dzięki Łukaszowi Pieniążek, który coraz lepiej radzi sobie w WRC2.

Autosport

No i chyba w tym akapicie będę musiał trochę wreszcie pochwalić. Rajdowe Mistrzostwa Europy, szerzej znane jako ERC. Trzech kierowców z mistrzostwem, kolejnych pięciu z zakończonym sezonem na podium. Tu na serio trzeba chwalić tych kierowców. Byli w gronie najszybszych w Europie. Tylko zamiast iść dalej i próbować atakować WRC będąc na szczycie kontynentu, oni zazwyczaj albo z własnej woli, albo z powodu braku pieniędzy muszą pozostać w ERC, gdzie nie ma dla nich konkurencji. Przykładem niech będzie Kajetan Kajetanowicz, który wygrał 3 razy z rzędu Mistrzostwo Europy, a szansę na jazdę w WRC2 otrzymał w wieku 39 lat! Chłop spędził najlepsze lata swojej jazdy deklasując rywali w Europie, a szansę na walkę z czołówką dostaje gdy już jest o parę lat za późno.

Czy jest to wina jedynie sponsorów? Z jednej strony tak, z drugiej niekoniecznie. Ostatnio widzimy napływ sponsorów do najwyższej serii rajdowej w naszym pięknym kraju – RSMP. Sama otoczka jest niezła. Dobrze zareklamowane, ciekawe trasy, dużo zawodników na starcie (mało jednak w najwyższych klasach). Tylko jak można brać to wszystko na poważnie, skoro przychodzi Rosjanin, który wygrał jeden rajd w ERC i kosi całą czołówkę naszych kierowców na ich domowych trasach? To jest prawdziwy wyznacznik naszych startów. Jesteśmy dobrzy do momentu, w którym ścigamy się między sobą. Czy na prawdę tak to powinno wyglądać? Szczerze wątpię.

Nie mogę tu nie wspomnieć również o zmaganiach amatorskich, lub tych profesjonalnych, lecz nie pod szyldem PZM-u. Zdarza się, że pojawiają się tam perełki. Zdarza się, że niejeden z nich mógłby powalczyć w lepszym samochodzie z czołówką RSMP, ale no właśnie… NIKT sam z siebie nie da mu lepszego samochodu, a sam gdyby miał pieniądze już dawno by walczył wyżej, albo wyjechał za granicę i tam się szkolił. Zresztą inaczej jeżdżą kierowcy ze świadomością, że jeśli popełnią jakiś błąd i skasują auto, to i tak pojadą dalej, a inaczej ci, dla których wypadek często oznacza koniec sezonu.

Przypomnę tu historię Sebastiena Loeba, który bez szkółek poradził sobie w tym ciężkim sporcie. Da się, lecz nie w naszym kraju i nie w tych czasach i to jest właśnie najsmutniejsze.

Janusz Boruta

Podsumowanie

Spójrzmy na Finów. 7 rajdowych mistrzów Świata w ostatnich 40 latach. Trzech mistrzów Świata Formuły 1. Pięć milionów ludności. Można? Jak widać można, ale do tego potrzeba szkółek, zainteresowania sponsorów, mediów i co najważniejsze chęci. Jesteśmy jednym z krajów, który ma wielkie tradycje w tej kwestii, ale niestety na polu międzynarodowym nie znaczymy za dużo. Niestety brakuje u nas „kultury motorsportu”, czegoś co jest na porządku dziennym w krajach, gdzie istnieje przemysł motoryzacyjny, takiej swoistej pasji do tego sportu w narodzie.

Brakuje w większości pieniędzy, ale niestety głównym problemem jest mentalność, której szybko nie zmienimy i musimy się cieszyć tym co mamy, bo nikt nie wie co przyniesie przyszłość… a jak na razie nie pisze się ona w jasnych barwach.

Co musimy w takiej sytuacji zrobić? Musimy dbać o to, co u nas jest na dobrym poziomie. Żużel i drift. To są dwie dyscypliny, w których nasi kierowcy są na światowym poziomie. Każde spotkanie z naszymi kierowcami powoduje strach, a z pewnością wzbudza szacunek u przeciwników. Tak właśnie chcielibyśmy żeby było w innych seriach. Niestety tak szybko się nie stanie, więc musimy dbać o to, co nam wychodzi, bo jeszcze to możemy stracić…