FELIETONY

Autem na Rajd Szwecji – kolejny Rajd do kolekcji

Autem na Rajd Szwecji – kolejny Rajd do kolekcji

Jeżdżę na Rajdy od blisko trzydziestu lat, a w tym roku mijają dwie dekady odkąd regularnie kibicuję przy trasach WRC. Widziałem większość europejskich rund Mistrzostw Świata, ale nigdy nie byłem w Szwecji.

Przygotowania

Rajd zimowy to inny poziom przygotowań, Skandynawia to inny poziom kosztów, a i na Rajd – pierwszy raz zlokalizowany na dalekiej północy – jest znacznie dalej niż do Niemiec, czy do Chorwacji. Do Szwecji nie znajdziemy też biletu lotniczego w tanich liniach za 40 złotych jak do Katalonii czy na Sardynię.
Podstawą jest zatem solidne przygotowanie i zaplanowanie wszystkich aspektów takiego wyjazdu.

Korzystając z oficjalnej strony Rajdu szybko można zorientować się ile kosztuje bilet i nawet kupić go ciut taniej w przedsprzedaży. Oficjalna strona przyda się też aby zaplanować mniej więcej, na które odcinki specjale chcemy pojechać i jakie są odległości między nimi. To jednak dopiero końcówka ustaleń, bo dużo wcześniej – najlepiej z wyprzedzeniem kilku miesięcy trzeba opracować plan – jak w ogóle dostać się do Szwecji?

Opcji jest kilka. Można pojechać przez Niemcy, Danię i niemal całą Szwecję na północ. Jeśli jednak nie cierpi się akurat na chorobę morską znacznie tańszą (koszty paliwa, płatnych mostów w Danii) i szybszą drogą (mniej kilometrów) jest skorzystanie z przeprawy promowej przez Bałtyk. Na naszym morzu pływa wiele firm oferujących połączenia ze Szwecją i ich ceny są mniej więcej takie same. Można popłynąć ze Świnoujścia lub Trójmiasta w rejon Ystad, a można też udać się znacznie dalej na północ – do Nynashamn – pod sam Sztokholm.

Ta ostatnia opcja wiąże się ze spędzeniem na promie blisko 18 godzin. Oszczędza się w ten sposób około 500km w jedną stronę w stosunku do innych przepraw i to 500km w Szwecji, gdzie paliwo jest najdroższe w Unii Europejskiej. Plusem długiego płynięcia jest też możliwość spokojnego wyspania się przed i co ważne po Rajdzie. Z powyższych powodów my zdecydowaliśmy się właśnie na tę ostatnią opcję (dwie dorosłe osoby i mała osobówka to koszt w obie strony 1100zł).
Chcąc rozegrać wyjazd budżetowo, warto też zaplanować i kupić przed wyjazdem jedzenie i picie (posiłki i ciepłą herbatę trzeba na czymś przygotować – pomocna w tym jest butla gazowa i kuchenka turystyczna), a także przede wszystkim ciepłe ubrania! W historii nie raz na Rajdzie Szwecji zawodnicy korzystali z elektrycznych ogrzewaczy do butów i innych sposobów na rozgrzanie się. Nie obce kibicom na tym Rajdzie są temperatury spadające w nocy do -20 i więcej stopni Celsjusza. My specjalnie na Rajd kupiliśmy ocieplane wysokie śniegowce, zapakowaliśmy też bieliznę termo oddychającą oraz zabraliśmy najcieplejsze kurtki i spodnie jakie mamy. Ponieważ spać planowaliśmy w samochodzie (znowu redukcja kosztów), znaleźliśmy w nim miejsce dla ciepłych śpiworów.

To jednak nadal mało. Toyota Yaris I generacji, którą pojechaliśmy została już w salonie doposażona w ogrzewanie postojowe, które używane okazjonalnie w końcu odmówiło posłuszeństwa. Trzeba było je zatem przed Rajdem przywrócić do pełnej sprawności … i to przyniosło naprawdę niesamowity efekt! W prawdzie Rajd Szwecji 2022 potraktował kibiców zaledwie temperaturami w okolicach -10 stopni nocami, to i tak w samochodzie mogło być zimno, a my – dzięki „webasto” – mieliśmy niemal warunki cieplarniane (nie byliśmy jedyną ekipą śpiącą w osobówce!!!).

Podróż

Baza Rajdu – Umea – znajduje się około 1600km na północ w linii prostej od mojej rodzinnej Wieliczki. Dodając układ dróg wychodzi około 1800km w jedną stronę (w tym 520km na Bałtyku). My łącznie zrobiliśmy 3150km samochodem, czyli na samym krążeniu między oesami wyjeździliśmy około 500km. To oznacza, że Rajd był bardzo kompaktowy i odległości pokonywane przez nas każdego dnia były relatywnie małe.
18 godzin na promie i blisko 1,5tys km w jedną stronę wiązało się jednak z dość dużą ilością czasu, który należało poświęcić na samo dotarcie na północ Szwecji. My wyjechaliśmy bladym świtem we wtorek. O 18:00 wypłynęliśmy z Gdańska, by na skandynawski ląd zjechać w okolicy południa w środę. W bazie Rajdu byliśmy przed 21:00 – co oznacza, że na trasie były naprawdę dobre warunki, bo w Szwecji nikt nie odważy się przekraczać dozwolonej prędkości, a nam 700km zajęło zaledwie 8 godzin. Po Rajdzie mieliśmy więcej czasu, prom do Polski odpływał dopiero w poniedziałek o 18:00. Z bazy Rajdu wyjechaliśmy równo dobę wcześniej – po kończącej II rundę WRC 2022 konferencji prasowej, z której krótką relację znajdziecie pod tym linkiem.

Po ostatniej przerwie na sen w Yarisie i solidnym dospaniu na promie, do domu dotarliśmy późnym wieczorem we wtorek (…ech… ta budowa A1 w okolicy Łodzi).

A jaki był sam Rajd?

Szwedzi wiedzą jak robić Rajdy. Z maleńkimi przerwami spowodowanymi brakami śniegu (tak, ostatnie lata nie były wyjątkiem – w latach ’90 i ’80 też bywały słabe zimy w Torsby) Szwecja gościła WRC od początku istnienia cyklu w 1973 roku. Całą organizację przeniesiono w tym roku na północ i to był dobry krok. Okolice Umea są pełne śniegu i mam tu na myśli poziom zimy stulecia z 1978/79 w Polsce. Wszędzie – dosłownie WSZĘDZIE – śniegu było minimum 1,0m, a miejscami dwa razy tyle. Poza tym na każdym placu, placyku, parkingu piętrzyły się góry śniegu spychanego przez ciężki sprzęt. Dobrze wróżyło to odcinkom specjalnym.
Rozmawiając w czasie Rajdu zarówno z mieszkańcami okolic, z osobami dobrze znającymi Rajd Szwecji jak i z członkami ekip dowiedziałem się też co nieco na temat różnic w stosunku do południowego Rajdu Szwecji. Otóż przede wszystkim inne były tu bandy śnieżne – znacznie twardsze – co skutkowało gubieniem zderzaków – zwłaszcza przez GR Yarisy.

Tak czy tak, dla widzów przy trasie spektakl był niesamowity. Najnowsze rajdówki Rally1, jak również samochody w klasie WRC2 dzięki napędowi na cztery koła jechałby w ciągłych poślizgach. Przy tym wzbijały ogromne ilości śniegu, co wyglądało porównywalnie spektakularnie jak na szutrach – z tą gigantyczną przewagą, że nas nie kurzyły.
Warto zwrócić uwagę na pewną cechę nowych samochodów królewskiej klasy, której kompletnie się nie spodziewałem. Otóż auta Rally1 są bardzo głośne! Zaryzykowałbym nawet, że są głośniejsze niż WRC’17. Różnica w natężeniu dźwięku była tak duża, że często po ostatnim „wurcu” dopiero w ostatniej chwili orientowaliśmy się, że to już Mikkelsen w swojej Fabii Rally2.

Podsumowując, po pierwsze sama wyprawa na Rajd Szwecji była dużym i kosztownym wyzwaniem logistycznym w porównaniu z każdym moim dotychczasowym wyjazdem na WRC. Zdecydowanie jednak warto było zobaczyć ten inny – bajkowy, śnieżny Świat. Warto było zobaczyć w północnej scenerii nowej samochody Rally1 i nie trzeba było obawiać się o to, czy hybrydowe „wurce” będą atrakcyjne dla kibiców – zdecydowanie są! I to do tego stopnia, że ja już nie mogę doczekać się Rajdu Chorwacji, na który również się wybieram.

PS. Jeśli podobał się Wam ta relacja z wyjazdu, to zapraszam Was również na mój kanał YouTube, na którym zamieściłem długiego vloga z naszej podróży

 

Wybrane dla Ciebie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *