WYWIADY

Przepytujemy Huberta Ptaszka

Hubert poprzedni sezon był dla ciebie bardzo udany, zakończyłeś mistrzostwa w klasyfikacji WRC-2 na bardzo dobrym siódmym miejscu. Opowiedz mi, jak zmieniła się twoja jazda w przeciągu całego roku?
Nie jest tajemnicą, że podstawowym celem na sezon 2016 było przede wszystkim zbieranie doświadczenia. Teraz nawet nie chcę wspominać inaugurującego rok Rajdu Monte Carlo [śmiech], traciliśmy tam chyba z dziesięć sekund na kilometrze. Oczywiście nawet pełny sezon startów nie wystarcza, by poczuć się pewnie w walce ze starymi rajdowymi wyjadaczami, ale z drugiej strony każda runda, nawet każdy odcinek specjalny, przynosiły coś nowego i to z pewnością zaprocentuje w przyszłości. Wielkim plusem dla mnie było rozpoczęcie współpracy z Maćkiem Szczepaniakiem: można powiedzieć, że doświadczenie samo wsiadło mi na prawy fotel i pozostaje tylko korzystać z jego ogromnej wiedzy i rajdowego obycia w Mistrzostwach Świata. Starałem się to wykorzystywać w jak największym stopniu i sądzę, że efekty było widać pod koniec sezonu, kiedy nasze tempo wyglądało naprawdę obiecująco. Muszę też przyznać, że nie spodziewałem się, iż jazda po asfalcie będzie aż tak dużym wyzwaniem i dlatego w sezonie 2017 planuję treningowe starty w mniejszych rajdach, by podszkolić się na tej nawierzchni. Dodatkową sprawą w sezonie 2016 były starty różnymi samochodami, aż trzema rajdówkami klasy R5. Z jednej strony pozwoliło mi to poznać charakterystykę trzech pozornie takich samych, ale jednak zupełnie różnych aut, ale z drugiej było też dodatkowym wyzwaniem – właśnie ze względu na różnice między Skodą, Peugeotem i Fordem. Ogólnie to także było pozytywne doświadczenie, bo wiadomo że od nadmiaru informacji głowa nie boli – a przynajmniej nie powinna!

Od pierwszej tegorocznej eliminacji powtarzałeś kibicom cały czas, że ten rok jest poświęcony na naukę. Mimo tego stanąłeś trzy razy na podium w Meksyku Argentynie i Australii. Który sukces będziesz najmilej wspominał?
Każde podium w Mistrzostwach Świata przynosi wyjątkowe emocje, bo umówmy się, że nie jest to pospolite osiągnięcie. W poprzednim sezonie patrzyliśmy jednak przede wszystkim na nasze tempo na tle ścisłej czołówki, a nie tylko na same miejsca na mecie. Oczywiście takie wyniki cieszą, idą w świat i jest czym się pochwalić, ale prawdziwą radość rezerwuję sobie na moment, w którym staniemy na najwyższym stopniu podium.

Wróćmy do początków twojej kariery. Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z motorsportem?
Można powiedzieć, że benzynę mam we krwi, a spalinami oddycham od dziecka. Mój tata startował w rallycrossie, mama od najmłodszych lat zabierała mnie na zawody. Miałem chyba 12 lat, kiedy po raz pierwszy zasiadłem za kierownicą samochodu – była to Toyota Corolla WRC, którą startował mój tata. Pierwsze kroki w motorsporcie postawiłem zresztą jeszcze wcześniej, zacząłem w wieku 8 lat od motocrossu. Najpierw jeździłem hobbystycznie, potem w mistrzostwach Polski, ale to była pogoń za kontuzjami. Przesiadłem się do gokarta, przejechałem dwa sezony w kraju i dwa we Włoszech. Tyle, że w wyścigach trzeba przejść bardzo dużo szczebli, drabina rozwoju kariery jest strasznie długa i ciężko ją pokonać bez naprawdę dużego sponsora. Ostatecznie postawiliśmy na rajdy.

Startowałeś Fiestą R2 w RSMP, a skąd zrodził się pomysł, żeby przeskoczyć od razu do Mistrzostw Świata?
Celem zawsze były starty w Mistrzostwach Świata i im wcześniej pojawiła się taka możliwość, tym lepiej. To najwyższy możliwy poziom rywalizacji w tym sporcie, a chyba każdy ambitny kierowca w naturalny sposób dąży do tego, by dojść jak najwyżej i warto jak najszybciej zacząć zbierać doświadczenie w rywalizacji z najlepszymi. Obraliśmy może trochę nietypową ścieżkę, najpierw poznając najtrudniejsze imprezy świata, a dopiero potem przesiadając się z ośki w mocniejsze samochody, ale mam dzięki temu poczucie, że najlepiej wykorzystuję czas i możliwości, próbując jak najwcześniej stanąć do walki ze ścisłą światową czołówką. Jeśli ma się ambitne cele, to trzeba je szybko i konsekwentnie realizować !

Niestety coraz więcej kierowców opuszcza Mistrzostwa Polski i wybiera starty za granicą. Powiedz nam, czym to jest spowodowane, co brakuje w obecnej chwili polskim rajdom, aby stały się bardziej popularne?
Nie chciałbym tu wypowiadać się w imieniu innych kierowców, ale dla mnie sprawa była prosta. Nie mogłem w ogóle się wahać, mając możliwość realizowania swojej pasji – bo nie zapominajmy, że wszystko zaczęło się od zaszczepionej przez tatę pasji – w środowisku pełnym wielkich wyzwań i tak wymagającym, jak tylko można to sobie wyobrazić. Popatrz na przykład Roberta Kubicy: wybrał starty i w ogóle życie za granicą w wieku 13 lat, szlifując swoje umiejętności i zdobywając doświadczenie na najwyższym możliwym poziomie. Tak samo to wygląda w każdej dyscyplinie sportu: zawodnicy mierzący naprawdę wysoko muszą jak najwcześniej wypłynąć na szerokie wody. Nie chcę tu porównywać się do nikogo, jestem Hubert Ptaszek i sam chcę pisać swoją historię, ale przyświeca mi właśnie taka filozofia: jedni mogą widzieć w tym porywanie się z motyką na słońce, ale ja uważam, że skok na głęboką wodę pomaga w szybkiej nauce pływania!

Poznałeś w tym roku za kierownicą auta klasy R5  wiele ciekawych i legendarnych oesów m.in. Fafe, Ouninpohja czy El Condor. Masz jakiś swój ulubiony odcinek?
Powiem szczerze, że nie zwracam większej uwagi na nazwy czy historię. Rajdy to dla mnie wielka pasja i cieszę się jazdą bez względu na to, czy „katujemy” non-stop ten sam kawałek drogi podczas testów, czy wyjeżdżamy na 80-kilometrowy oes Guanajuato. Zawsze najwięcej frajdy daje dobrze przejechany odcinek – tak, żeby nie było się do czego „przyczepić”. Nie muszę chyba dodawać, że na taką czystą satysfakcję z wykonanej pracy przyjdzie jeszcze czas, bo na tym etapie zawsze jest coś do poprawki, a chcąc walczyć z najlepszymi trzeba wszystko pojechać na sto procent.

Jak układała się w tym roku twoja współpraca z m.in. byłym kordynatorem zespołu Roberta Kubicy Rafałem Cebulą?
Rafał jest bardzo doświadczonym koordynatorem, ma za sobą wiele sezonów i wiele rajdów na różnych szczeblach. Tak samo jak w przypadku Maćka, obecność takich osób w zespole jest bardzo ważna, ale chciałbym przede wszystkim podkreślić, że na nasze wyniki pracuje nie tylko kierowca, pilot i koordynator, ale też mnóstwo innych ludzi. Czasami się o tym zapomina, ale to jest naprawdę sport zespołowy i nie sposób nawet wyliczyć te wszystkie, brzydko mówiąc, trybiki wielkiej machiny – a każdy z nich, często na zewnątrz niewidocznych i anonimowych, musi działać i pracować bez zarzutu, byśmy mogli cieszyć się kolejnymi szybko i bezpiecznie przejechanymi kilometrami.

Startowałeś podczas trzynastu eliminacji Peugeotem, Skodą oraz Fiestą. Powiedz nam, które auto najlepiej się prowadziło?
Jak wspomniałem wcześniej, te samochody różnią się między sobą, mimo że są przygotowane według przepisów klasy R5. Mam swoje wnioski i przemyślenia na temat poszczególnych samochodów, ale nie chciałbym bezpośrednio ich porównywać. Warto pamiętać, że poszczególne rundy Mistrzostw Świata także różnią się od siebie charakterystyką i na przykład nie jest łatwo mi ocenić, jak by mi się jechało takie Monte Carlo Fordem czy Peugeotem, a nie Skodą. Ja też z rajdu na rajd nabierałem obycia – nie tylko w samej jeździe, ale też z doborem ustawień czy wyczuciem każdego auta. Do tego startowaliśmy na przykład różnymi specyfikacjami Peugeota, różniącymi się m.in. masą czy pewnymi rozwiązaniami technicznymi.

Dani Sordo uważa, że należy podnieść poziom bezpieczeństwa w Rajdzie Polski. Jakie Ty masz zdanie na ten temat, czy naprawdę jest problem z bezpieczeństwem w naszej domowej rundzie WRC?
Na pewno rajdy nie są, nigdy nie były i nigdy nie będą stuprocentowo bezpiecznym sportem, bo po prostu nie da się przewidzieć scenariusza każdego nieprzyjemnego zdarzenia. Rajdówka w ułamku sekundy może z niczyjej winy zamienić się w niekontrolowany pocisk – niezależnie od tego, czy jesteśmy w Polsce, Portugalii czy Argentynie. Ważne jest, by kibice i osoby odpowiedzialne za zabezpieczenie trasy robiły wszystko, by przykre skutki takich incydentów były jak najmniejsze. Potrzebna jest wyobraźnia, także pewna doza doświadczenia i wyczucia. Jasne, że każdy fan chce znaleźć się jak najbliżej akcji, ale żądza przeżycia wielkich emocji nie może przytłumić zdrowego rozsądku. My jako zawodnicy mamy też inny punkt widzenia: nikt z nas nie chce, żeby nasza pasja mówiąc w przenośni „wyrządziła krzywdę” komuś, kto też przecież żyje tą samą pasją.

W przyszłym sezonie twoim sponsorem będzie PKN ORLEN. Potwierdziłeś że zobaczymy cię w minimum siedmiu eliminacjach. Zdradź nam, co to będą za rajdy.
Cały czas trwają rozmowy i dopinanie wszystkich szczegółów. Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że współpraca z tak dużym partnerem jak PKN ORLEN to dla mnie naprawdę wielka rzecz. Cieszę się, że wszystkie najważniejsze elementy układanki przed sezonem 2017 trafiły na miejsce i mogę skupić się na najważniejszych w tej chwili kwestiach, czyli na przygotowaniach do startów. W tym roku pojawiła się nowinka w postaci nominowanych trzech „obowiązkowych” rajdów w WRC-2: będą to Portugalia, Niemcy i Wielka Brytania. Tam muszę pojechać, do tego chcemy dodać jeszcze dwa starty poza Europą, planujemy też Hiszpanię. Nie może nas oczywiście zabraknąć w Polsce. Do tego, już poza cyklem Mistrzostw Świata, zakładamy też kilka występów w rajdach niższej rangi. Jak już wspomniałem, cały czas brakuje mi doświadczenia na asfalcie i chcę to nadrobić dodatkowymi startami.

Myślisz, że stać będzie cię na walkę o mistrzostwo w przyszłym roku w klasyfikacji WRC-2?
Ambitna część mojej natury chciałaby, żeby tak było, ale jestem też realistą i znam swoje miejsce w szeregu. Mam za sobą dopiero jeden sezon startów samochodem czteronapędowym, a w nauce rajdowego rzemiosła nie da się pójść na skróty. Jest to sport, w którym nie wystarcza sama szybkość, potrzebne jest także – a czasami nawet przede wszystkim – obycie, wyczucie tempa, taki szósty zmysł rozwijany wraz z kolejnymi sezonami. Oczywiście chciałbym już walczyć w ścisłej czołówce, ale nie od razu Kraków zbudowano i jestem świadomy tego, jak długa i kręta jest droga na szczyt. Wiem już, jak smakuje szampan na podium i zrobię wszystko, by próbować go jak najczęściej, ale zdaję sobie sprawę ze skali wyzwania. Łatwo na pewno nie będzie, ale to przecież są Mistrzostwa Świata: ma być ciężko, musi być praca w pocie czoła i zmęczenie na mecie – bo bez tego ten szampan by tak dobrze nie smakował. Jestem młody, mam czas na to, by wydeptać sobie ścieżkę na sam szczyt – woli walki i ambicji na pewno mi nie zabraknie!

Przełom roku, to okres świateczny połaczony z powitaniem Nowego Roku. Jak ten czas wygląda u Huberta Ptaszka?
Spędzam 200 dni w roku poza domem, więc dla mnie okres świąteczny to przede wszystkim rzadka okazja do spędzenia czasu z rodziną i najbliższymi. Na szczęście są wyrozumiali i wiedzą, jakie są minusy życia zawodowego sportowca, więc na co dzień jakoś sobie z tym radzą – podobnie jak ja. Spotkanie przy wigilijnym stole jest dla mnie jak nagroda po długim sezonie, a Nowy Rok to okazja do wyznaczenia sobie celu: oby ten kolejny był jeszcze lepszy niż poprzedni. Lampkę szampana odpuszczam, bo ten trunek rezerwuję sobie na podium!

Rozmawiał Domink Bilicki / rallypl.com

foto. Maciej Niechwiadowicz

Wybrane dla Ciebie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *